sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 1


Hałas,  ludzie, turyści, gangi, kupcy oraz żebracy.
To wszystko co można spotkać i zobaczyć na Tokijskich ulicach, ta jest w centrum miasta, tak zatłoczona, że  łatwo można kogoś okraść, czy też zabić.

***

Siedział z tabliczką, która głosiła:

Zbieram na powrót do domu i jakieś piwo.
Nie lubił kłamać,  a raczej w tym wypadku tym bardziej nie powinien.

Szedł ulicą, właśnie skończył rozmawiać z ojcem przez telefon i był wzburzony. Postawiono mu ultimatum, ma znaleźć sobie ochroniarza albo rodziciel mu jakiegoś znajdzie. Chciał sam sobie wybrać, ale nie potrzebował kogoś kto będzie stał koło niego jak posąg, tylko partnera też do rozmów. Ten kogo ojciec by przysłał na pewno miałby rozkaz nie odzywania się bez powodu. Wiedział, że nie wolno mu łazić po ulicach samemu, ale chciał zrobić na złość ojcu. Nie pomyślał tylko o tym, że i tak nie dowiedziałby się skoro jest w Australii. Chciał przejść się jeszcze kawałek i zadzwonić po limuzynę. Szukając telefonu w kieszeni, wypadły mu klucze. Schylił się po nie i automatycznie spojrzał na żebraka. Nie ruszali go tacy ludzie, ale ten był ciekawy, nie był stary, śmierdzący ani nie udawał, że chce na chleb.
 - Wybierz się do pracy i zarób.
Powiedział do mężczyzny stając przed nim.

- Odezwał się gówniarz co palcem nigdy nie ruszył...
Prychnął odpowiadając mu w języku, w którym mu powiedział czyli po ang.
Nie cierpiał takich gówniarzy, którzy myśleli, że wszystko jest takie łatwe.
Chętnie pokazał by mu prawdziwą szkołę przetrwania.

- Może i nie ruszyłem, ale nie siedzę i sie nie obijam.
Powiedział, prawdę mówiąc odezwał się po angielsku, bo gdy był zdenerwowany zapominał się. Był w Japonii dopiero parę lat i nie mówił idealnie.

- Gówniarz.
Powiedział po japońsku, ale slangiem ulicznym, którego chłopak nie rozumiał.

- Nie wiem co powiedziałeś, ale niemiły jesteś.
Nagle coś wpadło mu do głowy. Mógł mieć dwie pieczenie na jednym ogniu. Potrzebował kogoś do ochrony, dalej był wkurzony na ojca, ale sam wiedział, że potrzeba jest nie bezpodstawna.
- Więc pracuj dla mnie.

- Pff... Co mi dasz w zamian?
Odpowiedział, na pewno pieniądze chłopak chciał mu dać, ale był ciekaw czy może coś jeszcze.

- Odpowiednią pensję, chcesz czegoś jeszcze?
Zapytał spokojnie. Gdyby ten chciał samochód służbowy, to problemu by nie było. Zadecydował już, że chce go jako swoją niańkę, i tak musiało być. To czego chciał Laurel, zawsze było jego. Podstawowa niepisana zasada w rodzinie, był najmłodszy i mógł robić co chce.

- To co powiem jest święte, więc masz się mnie słuchać, między innymi tego chce, jesteś wstanie spełnić me życzenie?
Zapytał wstając, jednak zanim to zrobił włożył do kieszeni to co zebrał.

Zastanowił się, miał już taką umowę kiedyś z jednym z ochroniarzy. Chodziło o to, że jak było powiedziane ,,Zwiewaj'' to miał uciekać a nie dyskutować. Jeśli miało się okazać, że nie wyjdzie to nie było sensu teraz dyskutować. A jeśli miało być fajnie to będzie myśleć potem.
Mężczyzna zaimponował mu tym, że nie bał się go ani nic.
- Okej, ale musisz mi przyrzec, że będziesz dbał o moje bezpieczeństwo i nie narazisz mnie specjalnie ani nie zdradzisz tego czego się dowiesz o mojej rodzinie, nikomu.

- Dla własnych celów mogę? Bez wyjawiania innym?
Zapytał biorąc kartonik pod pachę, był cenny bo gruby i dobrze mu się na nim siedziało.

- Myślę, że tak.
Powiedział niemal automatycznie nie myśląc nawet bardzo nad jego pytaniem. Jego wzrok zaprzątał kawałek tektury.
- Ale to wyrzuć, jest brudne i niepotrzebne.
Wyciągnął z kieszeni marynarki telefon, który był żółty i miał pełno przywieszek z Hello Kitty i plastikowych imitacji zwierzątek. Zadzwonił po szofera, miał przyjechać do 10 minut.

- Ale go lubię... Ok, 5 tysięcy dolarów dziennie i mogę cię chronić.

- 5 tysięcy? Wyszkoleni w najlepszych szkołach tyle biorą.
Roześmiał się z bezczelności mężczyzny.
- Tydzień próbny z 5 tysiącami, jak się nie sprawdzisz to cię wywalę. Jak masz na imię?
Dziwnie to wyglądało, bo był młodszy o 10 lat i na dodatek niższy... bardzo sporo. Chłopak patrząc musiał zadzierać niemal głowę.

- Nie ma 5 dziennie no to pa...
Pomachał mu i ruszył ulicą, szedł na dworzec, często można było tam kasę znaleźć.

Ruszył za nim szybkim krokiem, gdy go dogonił powiedział.
- Dobra dam ci tyle ile chcesz.
Był zdecydowany, że go chce.

- No... I kartonik zostaje... A teraz chodź, muszę kupić sobie jakieś ciuchy, za które zapłacisz ty, a nie ja... Zrozumiałeś?
Powiedział stojąc naprzeciwko niego bardzo blisko, a oczy przenikały chłopaka na wylot.
Wydawał się straszny.

Nie cofnął się, tylko dlatego, że widział już wcześniej takie postawy u klientów ojca. Był zafascynowany, a to, że ma zapłacić nie robiło dla niego różnicy. Nie obchodziły go pieniądze, a mężczyznę i tak trzeba było ubrać.
- Zrozumiałem...Dobre garnitury są niedaleko stąd.
Powiedział, nieświadomie podporządkowując się mu.

- Nie no co ty dzieciaku, z komina się urwał...
Wziął go do dobrego markowego sklepu z koszulami i dżinsami.
W bardziej nowoczesnym stylu dodatkowo kupił sobie bluzę z kapturem, portfel, a do tego wygodne addidasy.
- No to rozumiem.
Oczywiście bieliznę też kupił i to parę par, tak jak resztę, więc zakupy pełną parą.
- Możemy wracać, gdzie mieszkasz?

- Na obrzeżach.
Rozglądnął się, byli niedaleko miejsca pierwszego spotkania, a limuzyna już podjechała, była jasnobłękitna. Na życzenie oczywiście chłopaka, nie chciał jak wszyscy koloru czarnego.
Wsiadł do środka, nie patrząc czy mężczyzna już wsiadł zawiadomił szofera, że do domu.
- Nie powiedziałeś, jak masz na imię.

- Ale autko musisz zmienić, bo jazda czymś takim to istny obciach...
Wsiadł zaraz za nim.
- Magnar... A ty jak się zwiesz?

- Mi się podoba, to wystarczy.
Nigdy nie słuchał za bardzo nikogo. No najwyżej najstarszego brata, ojca jak się zdenerwował albo matkę w sprawach doboru ubrania.
- Ja mam na imię Laurelin, urodziłem się w Europie, ale większość dzieciństwa spędziłem w Stanach. A ty? Twoje imię jest chyba ze Skandynawii?

- Tak, pochodzę z Norwegii i pamiętaj jak się umówiliśmy, ja mówię ty robisz i się słuchasz... 
Otworzył barek widząc piwo wyjął i sobie otworzył.
- Zdrowie...

- Nie obejmuje to chyba zmiany koloru samochodu?
Patrzył cały czas przez okno, dopiero odgłos otwieranego piwa zwrócił uwagę na mężczyznę.
- Ej no, ale picie w pracy to chyba przesada.

- Koloru nie, ale samochodu tak... 
Upił łyka.
- Spoko, te japońskie piwa, to woda i odrobinę piwa, więc nic mi nie będzie... Zwłaszcza po takim jednym, mam nadzieję, ze niedaleko jest jakiś salon z samochodami.

- Nie wiem, nie interesują mnie samochody, chwilowo i tak jedziemy do domu, mam za chwile lekcje.
Powiedział szczerze. Mężczyzna go trochę denerwował, rządził się.

- Ok, ty na lekcje, a mnie pod salonem samochodów możesz wysadzić.
Powiedział tak też do kierowcy, ten tylko kiwnął i jechali.
- Musisz się jeszcze dużo nauczyć, a czego to lekcja?

- Gra na skrzypcach. Ale przed wieczorem musisz być, z pokoju sam nie wyjdę.
Powiedział, i tak mężczyzna by się dowiedział.
- Chłopak mojego brata jest teraz u nas i nie wyjdę nigdzie jak on jest.

- Uuu... A to czemu? Zarywa do ciebie?
Zapytał się, jednak kiedy samochód się zatrzymał nie czekał na niego wziął kartę chłopaka i wyszedł.
- Spoko znajdę cię... Po samochodzie...
 Zachichotał i zamknął drzwi.



Informacja o blogu

Witam wszystkich nowych i starych czytelników :)
Będzie to blog yaoi, jak już możecie się tego domyślić po innych naszych tytułach, jednak będzie on troszkę inny od zwierzaka, jeśli nie lubicie związków męsko męskich, braterskich, bdsm/s&m, możecie już od razu z niego wyjść i nie wracać :)
Jutro ukaże się nowa notka, a teraz zapraszam do zapoznania się z bohaterami :)